Mięśnie to śmieszna sprawa. Lekko ponad miesiąc temu kupiłem za stówkę kawał rdzy. Przy pierwszym podejściu nie dałem rady pedałować całej drogi do domu, ale i tak zajęła krócej niż kolejka+spacer.

Od tego czasu padły przerzutki, ale i tak czas dojazdu do pracy wyraźnie zmalał. Do tego stopnia, że moja prędkość jest gdzieś między prędkością średnią a maksymalną autobusów. Co jest straszliwie irytujące, gdyż co przystanek staję przed dylematem. Albo stanę za autobusem i poczekam aż odjedzie, wyraźnie spowalniając swoją podróż. Albo go wyprzedzę, żeby na następnej dłuższej prostej zastanawiać się czy “pogłaszcze” mnie lusterkiem…